sobota, 29 grudnia 2012

365 dni do Głodowych Igrzysk



Clove

Oklaski rozległy się ze wszystkich stron. Rozejrzałam się dookoła i chwilę potem dołączyłam do tłumu gratulujących trybutom. Jak na mój gust, nie było z czego się cieszyć, ale przecież nie mogłam tego powiedzieć na głos. Posłałam delikatny uśmiech Danielowi, który stał rozpromieniony na scenie. Zauważył mnie, a zaraz potem kiwnął głową. Marzył o tym dniu przez tak wiele czasu. W końcu doczekał się momentu, kiedy udało mu się tam stanąć, zobaczyć ludzi wiwatujących na jego cześć, a kilka dni później zostać zmuszonym do wejścia na arenę i zabicia kilku dzieciaków.
Gdy oficjalna część dobiegła końca, większość mieszkańców Drugiego Dystryktu rozeszła się. Powstało przez to tak duże zamieszanie, że w pewnym momencie straciłam z oczu nawet burmistrza. Na szczęście chwilę potem udało mi się dojrzeć białe kostiumy Strażników Pokoju, którzy najwyraźniej wyprowadzali wybrańców. Przecisnęłam się w tamtą stronę, nie przejmując się ludźmi, na których co chwilę wpadałam. W końcu udało mi się dojść do miejsca, gdzie już nikogo nie było. Zdążyłam zarejestrować jeszcze cztery pary sylwetek, nim drzwi Pałacu Sprawiedliwości zamknęły się. Wiedziałam, gdzie powinnam iść.
Oczywiście nie można było się tam dostać „bo tak”. Musiałam wyjaśnić szanownym panom pilnującym wejścia, że pragnę pożegnać się z tegorocznym trybutem. Na szczęście ten jeden dzień w roku służbiści pozwalali zajrzeć do środka tak denerwującym i nieistotnym robakom jak ja, które najchętniej po prostu by zdeptali. No, ale już – wpuścili mnie do środka.
Każdy, kto przynajmniej raz w życiu był w najważniejszym budynku w Dystrykcie twierdził, że to niesamowite miejsce. Oczywiście my, mieszkańcy Dwójki, mamy dobre stosunki z Kapitolem i przez to nasze życie funkcjonuje na przyzwoitym poziomie. Nic też dziwnego, że czerwony drogi materiał, którym wyścielony był calusieńki korytarz, złote żyrandole z osadzonymi wysoko kryształami i masa zdobień na ścianach prawie w ogóle nie zrobiły na mnie wrażenia. Prawie. Szczerze mówiąc, bardziej przeraził mnie fakt, że w środku znajdowało się mnóstwo drzwi. Nikt nie powiedział mi, które powinnam wybrać, bo w sumie nie zdradziłam się z tym, kogo chcę odwiedzić.
Westchnęłam po cichu i na chybił trafił złapałam pierwszą na lewo klamkę. Moim oczom ukazało się nieduże pomieszczenie z dwoma oknami, które sięgały od sufitu aż po podłogę. Dalej ściany, które najwyraźniej posypano najdroższym z pierwiastków (tak bardzo błyszczały), krwisty, puchaty dywan oraz utrzymana w tej samej barwie sofa – obita aksamitem. Na niej siedział mój brat.
 - A jednak przyszłaś? – odparł zdziwiony, jednocześnie wstając. Zbyłam go wzruszając ramionami. Jeśli nie byłoby mnie tu, na pewno zostałabym skazana na długi wykład odnośnie wartości rodziny. W dodatku, ale to taki mniejszy szczegół, trochę żałowałabym, że nie wpadałabym tam. Może i nasz stosunki nie wyglądały najlepiej, jednak czułam, że wyjątkowo powinnam się z nim pożegnać.
 - Mama i Hector zaraz powinni przyjść – stwierdziłam, starając się unikać jego spojrzenia. Czułam się zażenowana tą całą sytuacją. Musiałam udawać kochającą, młodszą siostrę, a on brata, który będzie tęsknił, choć oboje nic podobnego nie czuliśmy. Cisza, panująca między nami, przedłużała się w nieskończoność. Nie wiedziałam, co powinnam mówić. „Na pewno przeżyjesz”? Nie, on to wiedział. Był o tym przekonany, aż za bardzo.
 - Pamiętaj, żeby dalej trenować. W przyszłym roku będziesz mogła już startować – stwierdził kompletnie bez sensu. Do tego rozdrażnił mnie jeszcze bardziej. Odruchowo spięłam się, a usta utworzyły prostą linię. Daniel chyba to zauważył, bo zaraz potem zreflektował się – Ale to raczej nie będzie konieczne. Mam zamiar wygrać. – Uśmiechnął się do mnie, a ja odpowiedziałam mu niepewnym spojrzeniem.
W naszym dystrykcie panuje niepisana zasada na temat igrzyskowych ochotników. Do Kapitolu może dostać się tylko dzieciak, który ukończył 15 lat. To taka nasz obrona dla młodszych i jednocześnie szansa dla tych, którzy chcą się lepiej przygotować. Głównie dlatego przez większość lat jesteśmy triumfatorami.
Drzwi do pokoju odwiedzin otworzyły się i do środka weszli rodzice. Usunęłam się na bok, jednocześnie przyglądając jak mu gratulują i obiecują, że będą go wspierać. Znów nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Dopiero na koniec, gdy Strażnicy ogłosili koniec odwiedzin, szybko uściskaliśmy się, lecz był to dość sztucznych gest. Pewnych rzeczy nigdy się nie zmieni.
***
                Na stacji kolejowej, kiedy patrzyłam jak wraz z Rose dumnie kroczy w stronę pociągu, przez chwilę naszła mnie dziwna myśl, że może już nigdy go nie zobaczę. Na szczęście szybko udało mi się zepchnąć ją gdzieś w głąb. To nie był dobry moment na takie rzeczy. Dobrze, że przynajmniej nie wyrwałam się w jego stronę – nie dość, że zaraz dopadliby mnie Strażnicy, to jeszcze zbłaźniłabym się przed całym Panem.
Niespodziewanie na wielkim telebimie wyświetliła się moja twarz. Przez chwilę bałam się, że jednak zrobiłam coś głupiego i wszyscy to widzą. Na szczęście w porę uprzytomniłam sobie, że chcą po prostu pokazać rodziny trybutów. Przywołałam na twarz szeroki uśmiech, a po chwili zaczęłam machać w stronę brata. Zdążył mi jeszcze odmachać zanim drzwi zamknęły się. Chwilę później pociąg odjechał, a ludzie, którzy żegnali trybutów, rozchodzili się.
Zostało niewiele osób – chyba tylko rodzice Rose, moi i ja. Wtedy jednak okazało się, że był ktoś jeszcze. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on, jakby wyczuwając mój wzrok, odwrócił się do mnie. Miałam wtedy szansę, żeby po prostu odejść, ignorując go. Nic by się nie zdarzyło. Niestety zostałam tam i czekałam.
W jego złotych, jak pszenica, włosach tańczył letni wiatr. Zimne, niczym kryształki lodu, oczu świdrowały mnie – od głowy do stóp. Czułam się jak pod ostrzałem. On nic nie mówił – ja nic nie mówiłam. To nie była normalna sytuacja. Tym bardziej, że chwilę potem na jego usta wstąpił ironiczny uśmiech. Zmarszczyłam brwi. Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, ale uprzedziła mnie mama.
 - Clove, wracamy – zawołała. Zaraz potem wraz z Hectorem ruszyli w stronę domu. Odwróciłam się tyłem do Hadleya i dołączyłam do nich.




No to jest trzeci. W końcu kończę dzień Dożynek i następny post jest już z innego. Jestem całkiem zadowolona z tej części, co w sumie zdarza mi się dość rzadko. xD Dobra, nie przedłużam. Chciałabym jeszcze serdecznie podziękować za te wszystkie komentarze, które troszkę mnie dowartościowały. Mam nadzieję, że są szczere. ;)
No i z tego miejsca pragnę życzyć Wam szczęśliwego nowego roku. Spełnienia marzeń, pomyślności, dobrych ocen, no i oczywiście weny – aby nie opuściła żadnego z artystów!
Ok, zabieram się do uzupełniania stron. Do napisania! 
PS: Miałam się zapytać pod ostatnim postem, ale wyleciało mi z głowy: jak Wam się podoba mój styl z perspektywy chłopaka? Muszę się przyznać, że to moja pierwsza próba. xD

7 komentarzy:

  1. Ładne! Ja zbytnio się na pisaniu z różnych perspektyw nie znam(czyt.W większości moje marne próby kończyły się strasznym niepowodzeniem no może nie tak strasznym) ale wydaje mi się a właściwe to sądzę że nieźle ci nawet wychodzi.Mnie się podoba.
    Więc pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny, pisz nowy jak najszybciej bo nie mogę doczekać się następnych dożynek. Pisanie z perspektywy Cato wychodzi Ci całkiem dobrze i fajnie by było jakbyś umieszczała czasem rozdziały pisane także z jego perspektywy ;)
    Weny oczywiście :)
    -Lena

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogę Cię zapewnić, że komentarze pisane przeze mnie, są szczere. Sama nie chciałabym być obsypywana fałszywymi pochwałami, oraz kłamliwymi obelgami. Tak więc wszystko, co do tej pory napisałam na Twoim blogu, jest prawdą.
    A teraz wypowiem się co do rozdziału. Pozytywnie mnie zaskoczył! Muszę przyznać, że spodobał mi się pomysł z Danielem i Clove. Nawet bardzo. Ciekawe jest, jak dalej potoczą się ich losy :)
    Pytałaś się, jak nam się podoba Twój styl z perspektywy chłopaka. Muszę przyznać, że jest bardzo dobrze. Kto jak kto, ale ja wiem, że takie "przestawianie się" z jednej postaci na drugą, może być trudne, zwłaszcza, jeśli jest to rotacja na zasadzie chłopak- dziewczyna. Ale Tobie to wychodzi. Tak trzymaj!
    Pozdrawiam i życzę szczęśliwego Nowego Roku!
    Satu

    OdpowiedzUsuń
  4. O WOW :> Tego się nie spodziewałam :>> Myślę, że gdzieś w głowie już układam dalszy bieg, więc pisz szybko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi się podoba. W końcu jakaś historia odeszła od zwyczajnego biegu, i możemy dowiedzieć się o przeszłości. A tutaj masz pole do popisu, bo nawet, jeśli chciałabyś pozostawić kanon w spokoju, tak Collins nie opisała relacji między Clove a Cato. No, i jestem ciekawa, czy będziesz się trzymać kanonu na arenie.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny, świetny, pisz dalej. Ja czekam :D

    Zostałaś nominowana do Liebster Awards
    http://clovehungergames.blogspot.com/2013/01/liebster-awards.html
    Zapraszam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. To kiedy w końcu ten rozdział? Mam nadzieje że nie porzucisz tego bloga ;(

    OdpowiedzUsuń