Yellow




Jasne światło dnia powoli wygasa, ustępując miejsca ciemności otulającej wszystkie ulice stolicy. Ostatnie promienie słoneczne odbijają się w idealnych szybach wieżowców, oślepiając blaskiem przechodniów, którzy zdążyli schować swoje twarze za ciemnymi okularami.
Wysoka postać szybkimi krokami przemierza całą długość betonowego chodnika. Jej ruchy są szybkie, ale jednocześnie nie do końca zdecydowane. Jedną dłonią osłania swoją twarz oraz białą, delikatną cerę. Kręcone blond włosy podskakują przy każdym kroku, układając się na wszystkie strony. Ona jednak wydaje się tego nie zauważać. Mknie przed siebie jakby z wyżej ustalonym celem.
Tak naprawdę nie ma swojego celu. Idzie, nawet nie zastanawiając się, gdzie zmierza. W jej głowie kołacze się zbyt wiele myśli, pomysłów, natchnień. Nie potrafi skupić się na chociażby jednej z nich. Ma tylko poczucie, że przesuwa się do przodu.
Wszystkie twarze przechodniów zlewają się w jedną, tworząc rozmazaną plamę. Odgłosy ulicy cichną. Czuje już tylko słońce świecące prosto w jej oczy, choć jest tak zamyślona, że nawet nie założyła okularów, które ma przecież na głowie. Co kilka minut uśmiecha się lub zagryza wargę, nieświadoma swoich reakcji. Wśród wieczornego tłumu mogłaby zostać uznana za wariatkę, choć nią nie jest. To nie jej wina, że stąpanie twardo po ziemi sprawia jej ogromne problemy, gdy tylko zostaje sama…
Tup, tup, tup.
Otwiera szerzej oczy i momentalnie powraca do swojego ciała. Przystaje, a zaraz potem szybko obraca się za siebie. Jej oddech staje się coraz płytszy. Liczba uderzeń serca na minutę gwałtownie wzrasta. Szuka wzrokiem w tłumie, choć jest on zbyt gęsty, by mogła ją wypatrzeć. Dłuższą chwilę bezsensownie rozgląda się, próbując uspokoić drżącą skórę. Odgłos nie powtarza się.
Wiedziała, że to ona. Poznałaby ten dźwięk nawet na końcu świata. Nie da się go pomylić z żadnym innym. Prześladuje ją ostatnimi czasy coraz częściej. Dawniej jej obecność była znośna, bo nie dawała się tak bardzo we znaki blondynce. Teraz jednak to dla niej prawdziwy koszmar, choć czasami bywa naprawdę przydatna. Ale tylko czasami.
Dziewczyna rusza pędem przed siebie. Już nawet nie wraca do swoich myśli. Wie, że to bez sensu, bo prędzej czy później ona znowu by ją dopadła. Tak właśnie działała. Chce wykurzyć ją raz na zawsze ze swojego świata, ściągnąć brutalnie na ziemię i do niej przygnieść. Wszelkie przejawy inwencji w społeczeństwie są tłumione przez ogół. Nikt nie lubi ludzi, którzy widzą więcej.
Mija kolorowe witryny sklepowe, dziwne domy, ludzi, którzy przyglądają się jej z zaciekawieniem. Czuje na swoich plecach wzrok wielu osób, ale stara się tego nie zauważać. Dopiero przy żółtym domu nieco zwalnia. Wbiega po schodach na biały ganek i szarpie za starą klamkę. Wpada do wielkiego mieszkania, trzaskając drzwiami. Chwilę lustruje pomieszczenie, rozpaczliwie poszukując skrawka papieru i długopisu. Jej wzrok jest rozbiegany i nie może skupić się niczym konkretnym. Z dziwną szybkością prześlizguje się po meblach i jasnych ścianach. Bierze głęboki oddech. Po raz kolejny żałuje, że nie nosi ich zawsze przy sobie. Powinna była się tego nauczyć. Zapisuje w pamięci, aby spakować do torebki zeszyt i swoje pióro. Wtedy zauważa to, czego szukała.
Chwilę potem już spokojnie rozpisuje pisadło, aby zaraz usiąść na składanym drewnianym krześle stojącym w przedpokoju i skupić myśli. Następnie zdecydowanie przytyka metalową końcówkę do gładkiej powierzchni i przesuwa ją po niej, tworząc zawijasy. Pozwala, aby w ten sposób wylały się z niej emocje, przemyślenia i wszystkie wydarzenia, jakich była świadkiem. Oddycha spokojniej, czuje się bezpieczna.
Puk, puk, puk.
Słyszy, ale tym razem to pukanie do drzwi. Nie podnosi się i nie ucieka. Szara rzeczywistość może się już schować.

Yellow

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz